„Są jeszcze na Ziemi takie miejsca, gdzie pieniądze się nie liczą. W świecie Dzikich walutą jest praca, sól, żelazne groty strzał, noże, siekiery, strzelby. Wielką moc nabywczą mają także: znajomość czarów i umiejętność leczenia, męstwo w walce, mądrość, którą potrafimy służyć innym, lub – i to Was może zadziwi – dobra Opowieść. Posłuchajcie…”
Wojciech Cejrowski w książce zatytułowanej „Gringo wśród dzikich plemion” opowiada o swoich podróżach do Ameryki Południowej. Przedmiotem jego fascynacji jest amazońska puszcza oraz jej rdzenni mieszkańcy. Autor dociera tam, gdzie nie dotarł nikt, wychodząc z założenia, że im dalej od cywilizacji i bieżącej wody, tym lepiej. Nie podróżuje wytyczonymi szlakami turystycznymi, wręcz przeciwnie, przekracza granice państw tam, gdzie nie ma tłoku, a strażnicy w pewnych okolicznościach (zwłaszcza na widok zielonego banknotu), przymykają oko na brak ważnej wizy. Okazuje się, że granice można przekraczać na wiele sposobów, jednym razem zjeżdżając na własnej pupie, innym zaś na książeczkę zdrowia…zamiast paszportu.
„Gringo” to książka nasycona błyskotliwymi, pełnymi humoru i refleksji opowiadaniami. Autor snując swoją opowieść, każdą kolejną historię, poprzedza krótkim wstępem, zakończonym zwrotem „posłuchajcie…” Zabieg ten sprawia, że czytelnik, mimo usilnych starań (potrzeby fizjologiczne), nie jest w stanie oderwać się od lektury. Poza tym każde opowiadanie ma swój morał, który ujęty w kilka słów, zapada głęboko w pamięć.
Książka zadedykowana jest osobie tłumacza, niejakiej Helenie Trojańskiej. Na jej kartach toczą się zawzięte dysputy, pomiędzy podróżnikiem, a tłumaczką. Dlatego tym większym zaskoczeniem okazuje się fakt, że… (tutaj wycięłam ten fragment, żeby nie psuć potencjalnemu czytelnikowi, efektu zaskoczenia). Rola tłumacza w tej książce jest ważna, ponieważ wyjaśnia niektóre fakty, które mogą być dla nas niezrozumiałe, a czasem stara się wytłumaczyć, co autor miał na myśli. Przykładowo wyjaśnia nam czym jest „tupet jak taran” oraz czym różni się on od „tupetu zwykłego.”
Za największą wartość tej lektury, uważam możliwość poznania plemion żyjących w sercu tropikalnej puszczy, bez ruszania się z miejsca. Kultur tak odmiennych od naszej, europejskiej. Różnią się nasze obyczaje, wierzenia, wygląd, sposób życia, a nawet kwestia postrzegania czasu. Gringo zabiera nas w odległy świat, pozwalając towarzyszyć w jego podróży. Podróży niełatwej, bowiem w tropikalnych lasach czyha wiele niebezpieczeństw. Przyjdzie nam zmierzyć się, oko w oko z głodem, pragnieniem, niesprzyjającym klimatem, a także mieszkańcami puszczy, stanowiącymi dla niewprawnego globtrotera, śmiertelne zagrożenie. Dlatego jak pisze Wojciech Cejrowski „w dżungli musisz być stale skupiony! (…) Bo dżungla zabija nieuważnych ludzi na tysiące sposobów.”
fajnie o niej napisałaś ;) ja również bardzo ją polecam :)
OdpowiedzUsuńTeż czytałam, świetna :)
OdpowiedzUsuńA ja dodam do tej recenzji - wciąga dorosłych i dzieci :) Podsunęłam ją mojemu synowi gdy miał 10 lat. To wiek, gdy trudno chłopcu wybrać książkę - bajek już nie czytuje (bo jest za dorosły ;) ), a dorosłe książki są zbyt trudne. Wciągnęła go niesamowicie, głównie dzięki humorystycznemu językowi jakim jest napisana, no i oczywiście niesamowitym przygodom. Przeczytał ją chyba trzy razy w ciągu dwóch lat, a do moli książkowych nie należy. Uwielbiamy tę książkę oboje, tak samo jak następną "Rio Anakonda" i czekamy na następną.
OdpowiedzUsuńNesso, Hanutko - miło, że podzieliłyście się swoją opinią na temat książki :)
OdpowiedzUsuńKonstancjo, skoro tak twierdzisz, to muszę podrzucić ją mojej 12-letniej siostrze, która chciała ostatnio czytać... Kordiana...! "Rio Anakondę" też czytałam, jednak nie wciągnęła mnie tak jak "Gringo" :)